piątek, 30 stycznia 2015

Jestę eksprtę!

W sumie temat nowelizacji przepisów przewożenia dzieci miałem najzwyklej w świecie olać. Podobnie z resztą jak każdy inny Polak wszelkiego rodzaju przepisy. I pewnie tak by było, gdyby nie różnej maści "eksperci" którzy lada moment urządzą pikietę pod sejmem i pod bannerami ze swoim logiem będą żądać zaprzestania skazywania naszych dzieci na śmierć. Chodzi się o to, że obecnie dzieci trzeba wozić w foteliku do 150cm, a zmieni się na 135cm.

Z tego co udało mi się dowiedzieć z telewizji, gazet i internetu według naszych mędrców fotelikowych wszystkie dzieci umrą niechybnie w wieku 10lat. I trochę się przeraziłem, bo to smutne nawet. Tyle, że mnie jedna rzecz zaniepokoiła najbardziej. Generalnie rozbiegło się o słowo "ekspert" odmieniane na wszystkie przypadki, a jak słyszę taki epitet to się mnie lampka czerwona we łbie pali, rozum z kolei, serce i dupa nawet krzyczą: hola, hola, sprawdzam.

Ekspertów to my w tym kraju miliony mamy. Od kopalni, od kredytów we frankach, od katastrof lotniczych i od piłki nożnej też. Tyle, że kopalnie leżą i kwiczą, franciszkanie woleli już by nawet nie kwiczeć, samoloty są mierzone parówkami, a piłkarze to już nieważne. I prawda jest taka, że każdy pierdoli akurat to co jemu i jego opcji jest na rękę.

Eksperci są nierozerwalnie związani mediami. Media to z kolei bardzo ciekawa instytucja: opiniotwórcza tuba prowadzona przez ludzi nie mającego większego niż średnio rozgarnięty człowiek pojęcia o świecie. Kiedy trzeba przekazać informację nieco bardziej skomplikowaną niż kąpiel olsztyńskiego klubu morsów pojawiają się eksperci. I paplają co im ślina na język przyniesie, i tak nikt ich nie weryfikuje.

Jeśli jakiś bubek usiłuje przekonać świat, że krzesła obrotowe wpływają samopoczucie delfinów i warto o tym pamiętać to pół biedy, bo bez wpływu. Gorzej jeśli ktoś próbuje wpływać na stan społeczeństwa nie mając aktualnej wiedzy na dany temat. Wtedy warto krzyknąć: sprawdzam.

No i sprawdziłem. Dla mnie wyznacznikiem i niedoścignionym wzorem w kwestii bezpieczeństwa na drodze jest Szwecja. Jest to jedyny kraj na świecie, który dąży realnie do stanu, w którym na drodze nie zginie ani jedna osoba (Wizja zero). U nich obowiązek przewożenia dzieci w foteliku jest właśnie do 135cm. Dlaczego? Bo to wystarczy, a nawet według nich tak jest bezpieczniej.

Polski stan fotelikowej rzeczy lansowanej przez rodzimych ekspertów generalnie sprowadza się do promowania fotelików z gwiazdkami i korzystania z nich najlepiej do osiągnięcia pełnoletności przez użytkownika. Ta opcja ma dwa słabe punkty. Po raz: foteliki montowane tyłem do kierunku jazdy są egzotyką, po dwa podwyższenia zwane potocznie poddupnikiem zostały przez establishment skazane na banicję. Pierwszą rzecz pominę, bo w zasadzie cały blog jest o fotelach rwf, nad poddupnikiem się pochylę.

Nasi eksperci latają po wszystkich możliwych telewizjach i podpierając się "bardzo rzadkim" tytułem mgr inż oraz zdjęciami preparowanymi na tą okazję tłumaczą, że przebieg pasa u dzieci mniejszych niż 150cm jest śmiertelnym zagrożeniem i należy je pakować w foteliki z wysokim oparciem (bo przecież poddupnik to zło). A co mówią o tym ludzie badający rzeczywiste historie związane z dziećmi i wypadkami? Mają zgoła inne zdanie..

Teoria wypowiadana przeciwko obowiązkowi przewożenia dzieci do 135cm, zamiast do 150cm brzmi najoględniej: tylko fotelik z wysokim oparciem gwarantuje prawidłowy przebieg pasa dziecku niemającemu półtora metra wzrostu. Niestety, ktoś zapomniał, że dotyczy to tylko manekinów. Bo żywe dziecko w foteliku nie wygląda tak:






tylko tak:



albo tak:



Proste, że przebieg idealny patyk strzelił, bo (niespodzianka!) dziecko w przeciwieństwie do manekina się rusza i ma wyjebane na założenia ekspertów. Źródło TUTAJ.

Co się okazuje? Kolejny LINK to opis badań rzeczywistych zachowań dzieci w samochodzie z uwzględnieniem największego zagrożenia dla starszych dzieci podczas wypadków. Tutaj kolejna niespodzianka: nie są to obrażenia wynikłe z "nieprawidłowego przebiegu pasa", ale uszkodzenia głowy będące wynikiem uderzenia o wnętrze pojazdu, oczywiście LINK

Co robi pakowanie dziecka większego niż 135cm do fotelika z wysokim oparciem? Ano to, że w wyniku manewrów poprzedzających zderzenie (gwałtowne hamowanie, nagła zmiana kierunku jazdy, etc.) dziecko niemal na pewno opuści bezpieczną strefę zapewnianą przez fotelik. Co powoduje? Że ochrona boczna zostaje daleko w tyle, a głowa dziecka jeszcze przed zderzeniem zbliża się do fotela pasażera. A w momencie zderzenia brakuje już wolnej przestrzeni, żeby w nic nie uderzyć głową. I w najlepszym wypadku bardzo boli, Na zdjęciu pozycja dziecka w czasie gwałtownego hamowania:



Konkluzja z przeprowadzonych badań jest taka, że pakowanie dzieci o wzroście powyżej 135cm w foteliki z wysokim oparciem wiąże się z niebezpieczeństwem nie branym pod uwagę podczas testów zderzeniowych. W tej sytuacji dziecko traci teoretyczne bezpieczeństwo oferowane przez fotelik, a w zamian zyskuje tylko niepotrzebny kłopot.

Jeśli nie ma możliwości zapięcia poprawnie dziecka samymi pasami należy użyć samego siedziska, powszechnie zwanym poddupnikiem. Czołowi producenci nie wycofali się z  możliwości odczepienia pleców od siedziska ze względu "bezpieczeństwo" tylko ze względu na procedury testowe adaca, który testuje fotel zgodnie z tym na co pozwala instrukcja. Za sam poddupnik cały fotelik dostałby jedną gwiazdkę, co nie jest im na rękę, bo taki fotel zdecydowanie trudniej sprzedać. W Szwecji poddupników się używa i nikt nie robi z tego powodu tragedii.

I tyle. To jest zdanie Ekspertów, przez duże E, którzy żyją z poprawy bezpieczeństwa, a nie z reklamy czy sprzedaży. LINK


Na koniec: nowe przepisy - jeśli wejdą w życie - nie będą zakazywać Wam użytkowania fotelików. Każdy ma swoją głowę, jeśli będzie ją wykorzystywał to dzieci pozostaną bezpieczne. Pamiętajcie, że ich bezpieczeństwo zależy tylko i wyłącznie od Was.

Wszystko co zostało napisane tyczy się dzieci o wzroście wyższym niż 135cm. Sadzanie czterolatka na podwyższeniu to najczęściej sadzanie go na odbezpieczonym granacie i znaczne ryzyko.


Przy okazji: gdyby z podobnym zapałem nasi eksperci promowali fotele RWF faktycznie podnieśli by bezpieczeństwo najmłodszych. Czemu tego nie robią? Bo lepiej wychodzi promowanie siebie i gwiazdek na banerach. 

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Kto ma uświadamiać rodziców?



- dzień dobry, szukamy następnego fotela po tym 0-13, bo mały już niego wyrasta.
- proszę powiedzieć- przodem czy tyłem do kierunku jazdy?
- a to istnieją takie tyłem następne po nosidełku?!?


Nie bawiąc się w statystyki, mniej więcej połowa moich rozmów przeprowadzanych z klientami, tak się właśnie zaczyna. Szok, niedowierzanie i zdziwienie niczym u Pani premier po zobaczeniu postulatów górników. "Jak to? To można wozić dziecko tyłem nadal? ". Pewnie, że można, a nawet trzeba!

Przyznać muszę, że świadomość rodziców w kwestii fotelików rośnie. Każdy już wie, że trzeba dopasować fotel do auta, trzeba posadzić malucha i sprawdzić jak dopasowany jest do fotela i, że przez internet kupno to słabo, bo tylko kredki są w gratisie, a nie montaż fotela.  Niestety, w dalszym ciągu zdarza się, że o kierunku jazdy i dlaczego tyłem jest bezpieczniej, nikt nie wie.

No właśnie, ale kto ma o tym informować? Skąd ten rodzic ma czerpać informację na temat tych foteli?

Pierwsza droga- internet.

Mamy XXI wiek, przepustowość łączy szybkie jak Ferrari, to nie tylko sprawdzamy co się dzieje na Ukrainie, ale sprawdzamy co na ten temat mówi wujek google. No i dupa... (chyba, że mój Firefox jest do luftu). Jedynie co się pojawia w wynikach to strona, gdzie sympatyczna Pani jak mantrę powtarza, że najlepsze są te co mają 3 gwiazdki i więcej, trzeba przymierzyć do auta i takie tam. I nie ważne czy zadasz pytanie w stylu "mam hajs, kupiłbym pół Wrocławia, ale nie chce mi się, co mam brać, żeby moje dziecko było bezpieczne" czy "a dali Ci kredyt we frankach?" to i tak odpowiedź jest ta sama. Odpowiedzi w stylu "najbezpieczniejszy jest tyłem do kierunku jazdy" nie pojawia się nigdy...Z kolei na stronie www jej pracodawców widnieje mega zajebista tabelka z wynikami w testach zderzeniowych okraszona bannerami sponsorów.

(dlaczego w te gwiazdki to my nie wierzymy TUTAJ)

Dobra, to może spojrzę na czasopisma motoryzacyjne? Przecież każdy dorosły facet wie co to jest "Auto Świat". Lipa też. Jak wypowiadają się tam redaktorzy, którzy maja takie poglądy jak w tym linku, to najlepiej w ogóle przewozić dziecko w bagażniku.

Druga droga - spytam się znajomej/rodziny/listonosza

"Bo moja znajoma to miała taki z biedronki i jest super!" Super po stokroć, a może jest super, bo nie było wypadku?

 Widać po klientach, że coraz częściej osoby wybierające fotele tyłem do kierunku jazdy "zasiewają" , wśród swoich znajomych czy rodziny, informację odnośnie tych foteli. Jeden zadowolony klient z fotelem bezpiecznym to kolejni klienci chcący podobne cacko. Ja się cieszę, bo Proste będzie miał za co zapłacić swojemu murzynowi, a klient ma pewność, że zakupił fotel, który gwarantuje mega bezpieczeństwo. I tak w kółko, widownia się powiększa, policjanci mandat to tylko za szybka jazdę będą wypisywali.

Choć widać to coraz częściej to jednak nadal jest to kropla w morzu potrzeb.

Trzecia droga- organizacje rządowe/OPP


Wolne żarty! W wydziale komunikacji to wiedzą ile opłaty recyklingowej trzeba uiścić w razie rejestracji pojazdu z zagranicy, w policji to w zasadzie to ich interesuje:



 , a często spotykana ostatnio w mediach KRBRD to jest w stanie "metodą fotograficzną" opracować taki oto raport

http://www.krbrd.gov.pl/files/file_add/download/58_foteliki-dziecice-raport-krbrd.pdf

 A ja sie pytam - gdzie są kurwa moje podatki? A nie, czekaj, już wiem, w Madrycie...


 Czwarta droga- sklep z fotelami samochodowymi

Wiadomo, że jak potrzebuje spłuczki do sedesu to idę do sklepu z armatura sanitarną. Sprzedawca podpowie mi jaki przekrój, jaki gwint i jaka pojemność jest potrzebna. Skoro chce fotelik bezpieczny to wiadomo, że idę do sklepu z fotelami. Yhm...Januszy fotelików nie brakuje.

Jeżeli przychodzi do mnie klientka, która pyta o fotel Katerero, którego nie miałem, nie mam i mieć nie będę, to nie wypowiadam się na jego temat, bo nie mam wiedzy i mogę najzwyczajniej klienta okłamać. Często przychodzą do nas klienci i z powagą stwierdzają, że fotela tyłem to oni nie chcą. Ja pytam dlaczego, a klient jednym duszkiem wypowiada milion bzdetnych argumentów, które usłyszał od konkurencji. I wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, że konkurencja nie ma foteli tyłem do kierunku jazdy...
Druga sprawa- skąd ten sprzedawca ma czerpać wiedzę? Z punktów wyżej się nie dowiedział, więc kto mu szkolenie wykonał?
Prosta sprawa- przełożony! A szefa wali serdecznie czy przewozisz swoje dziecko przodem, tyłem czy bokiem, ważne, żeby na wypłatę dla pracowników było. Pracownik z kolei wybierze najprostszą drogę do uzyskania pieniędzy od klienta, na swoją wypłatę, więc zamiast pałować się z fotelem na parkingu w waszym aucie, powie, że "ten to ma proszę Pani 5 gwiazdek, a i montaż prosty, Pani zobaczy" i sprawa załatwiona. Hajs prosty i szybki, juz leci do drugiego klienta. To fotel ma byc bezpieczny czy łatwy w zapinaniu? To tak jakby kupić telefon komórkowy tylko po to, żeby z ładną melodyjką miał funkcje budzika. Po kiego grzyba?

Niejednokrotnie sprzedawca uczestniczy w szkoleniu z danego produktu. Przeprowadza go...producent! Wiadomo, kto zna swój produkt lepiej niż sam twórca? Ale nawijanie makaronu na uszy, że "mój najlepszy" do niczego nie prowadzi. Pamiętam raz jednego z przedstawicieli handlowych, który tak zachwalał swój nowy wózek, że stwierdził, że niezaprzeczalną zaletą jego nowego produktu jest niepalny materiał. To znaczy, że dziecko palić może w wózku?

Niestety dużo do nas piszecie, że w waszej okolicy nie ma sklepu z jakimkolwiek asortymentem foteli RWF. Ubolewam, na prawdę. Dlatego cieszcie się jeżeli trafiliście na sklep gdzie one są. To pierwszy dobry znak, że sprzedawca raczej będzie wiedział o podstawowych zasadach fizyki, a podaruje sobie wzmianki o nowej normie homologacyjnej czy stwierdzeniu, że 90 % dzieci nie chce jeździć tyłem. Co, roczne dziecko powiedziało Wam to?


Swoją drogą dziękujemy za miłe słowa odnośnie bloga i tego co robimy, że dla co niektórych było to pierwsze miejsce, z którego dowiedzieli się o fotelach montowanych tyłem do kierunku jazdy.
 Swego czasu w światku dziecięcym Proste znany był jako"bloger z Wrocławia". Często padało pytanie:





no, bo co to za ziutek co nagle tak wyjechał z tymi RWF-ami? Co to w ogóle jest? Na co to komu? Śmiechu co nie miara, że dorosły facet bawi się w pisanie takich frazesów jakim jest przewożenie dziecka w fotelu tyłem do kierunku jazdy gdy nie ma co robić w pracy. Teraz gdzie nie spojrzeć to na profilach ryjobukowych każdej marki fotelików samochodowych odnośniki do blogów piszących mam, które zachwalają produkty (a jakże!) ich marki. To jak jest w końcu? Nie jest to już passe drodzy koledzy i koleżanki z branży?

Mamy nadzieje, że chociaż my choć trochę przybliżyliśmy Wam, w którym kierunku powinno być przewożone wasze pociechy.


Pierwszy Oficer