W sumie temat nowelizacji przepisów przewożenia dzieci miałem najzwyklej w świecie olać. Podobnie z resztą jak każdy inny Polak wszelkiego rodzaju przepisy. I pewnie tak by było, gdyby nie różnej maści "eksperci" którzy lada moment urządzą pikietę pod sejmem i pod bannerami ze swoim logiem będą żądać zaprzestania skazywania naszych dzieci na śmierć. Chodzi się o to, że obecnie dzieci trzeba wozić w foteliku do 150cm, a zmieni się na 135cm.
Z tego co udało mi się dowiedzieć z telewizji, gazet i internetu według naszych mędrców fotelikowych wszystkie dzieci umrą niechybnie w wieku 10lat. I trochę się przeraziłem, bo to smutne nawet. Tyle, że mnie jedna rzecz zaniepokoiła najbardziej. Generalnie rozbiegło się o słowo "ekspert" odmieniane na wszystkie przypadki, a jak słyszę taki epitet to się mnie lampka czerwona we łbie pali, rozum z kolei, serce i dupa nawet krzyczą: hola, hola, sprawdzam.
Ekspertów to my w tym kraju miliony mamy. Od kopalni, od kredytów we frankach, od katastrof lotniczych i od piłki nożnej też. Tyle, że kopalnie leżą i kwiczą, franciszkanie woleli już by nawet nie kwiczeć, samoloty są mierzone parówkami, a piłkarze to już nieważne. I prawda jest taka, że każdy pierdoli akurat to co jemu i jego opcji jest na rękę.
Eksperci są nierozerwalnie związani mediami. Media to z kolei bardzo ciekawa instytucja: opiniotwórcza tuba prowadzona przez ludzi nie mającego większego niż średnio rozgarnięty człowiek pojęcia o świecie. Kiedy trzeba przekazać informację nieco bardziej skomplikowaną niż kąpiel olsztyńskiego klubu morsów pojawiają się eksperci. I paplają co im ślina na język przyniesie, i tak nikt ich nie weryfikuje.
Jeśli jakiś bubek usiłuje przekonać świat, że krzesła obrotowe wpływają samopoczucie delfinów i warto o tym pamiętać to pół biedy, bo bez wpływu. Gorzej jeśli ktoś próbuje wpływać na stan społeczeństwa nie mając aktualnej wiedzy na dany temat. Wtedy warto krzyknąć: sprawdzam.
No i sprawdziłem. Dla mnie wyznacznikiem i niedoścignionym wzorem w kwestii bezpieczeństwa na drodze jest Szwecja. Jest to jedyny kraj na świecie, który dąży realnie do stanu, w którym na drodze nie zginie ani jedna osoba (Wizja zero). U nich obowiązek przewożenia dzieci w foteliku jest właśnie do 135cm. Dlaczego? Bo to wystarczy, a nawet według nich tak jest bezpieczniej.
Polski stan fotelikowej rzeczy lansowanej przez rodzimych ekspertów generalnie sprowadza się do promowania fotelików z gwiazdkami i korzystania z nich najlepiej do osiągnięcia pełnoletności przez użytkownika. Ta opcja ma dwa słabe punkty. Po raz: foteliki montowane tyłem do kierunku jazdy są egzotyką, po dwa podwyższenia zwane potocznie poddupnikiem zostały przez establishment skazane na banicję. Pierwszą rzecz pominę, bo w zasadzie cały blog jest o fotelach rwf, nad poddupnikiem się pochylę.
Nasi eksperci latają po wszystkich możliwych telewizjach i podpierając się "bardzo rzadkim" tytułem mgr inż oraz zdjęciami preparowanymi na tą okazję tłumaczą, że przebieg pasa u dzieci mniejszych niż 150cm jest śmiertelnym zagrożeniem i należy je pakować w foteliki z wysokim oparciem (bo przecież poddupnik to zło). A co mówią o tym ludzie badający rzeczywiste historie związane z dziećmi i wypadkami? Mają zgoła inne zdanie..
Teoria wypowiadana przeciwko obowiązkowi przewożenia dzieci do 135cm, zamiast do 150cm brzmi najoględniej: tylko fotelik z wysokim oparciem gwarantuje prawidłowy przebieg pasa dziecku niemającemu półtora metra wzrostu. Niestety, ktoś zapomniał, że dotyczy to tylko manekinów. Bo żywe dziecko w foteliku nie wygląda tak:
tylko tak:
albo tak:
Proste, że przebieg idealny patyk strzelił, bo (niespodzianka!) dziecko w przeciwieństwie do manekina się rusza i ma wyjebane na założenia ekspertów. Źródło TUTAJ.
Co się okazuje? Kolejny LINK to opis badań rzeczywistych zachowań dzieci w samochodzie z uwzględnieniem największego zagrożenia dla starszych dzieci podczas wypadków. Tutaj kolejna niespodzianka: nie są to obrażenia wynikłe z "nieprawidłowego przebiegu pasa", ale uszkodzenia głowy będące wynikiem uderzenia o wnętrze pojazdu, oczywiście LINK.
Co robi pakowanie dziecka większego niż 135cm do fotelika z wysokim oparciem? Ano to, że w wyniku manewrów poprzedzających zderzenie (gwałtowne hamowanie, nagła zmiana kierunku jazdy, etc.) dziecko niemal na pewno opuści bezpieczną strefę zapewnianą przez fotelik. Co powoduje? Że ochrona boczna zostaje daleko w tyle, a głowa dziecka jeszcze przed zderzeniem zbliża się do fotela pasażera. A w momencie zderzenia brakuje już wolnej przestrzeni, żeby w nic nie uderzyć głową. I w najlepszym wypadku bardzo boli, Na zdjęciu pozycja dziecka w czasie gwałtownego hamowania:
Konkluzja z przeprowadzonych badań jest taka, że pakowanie dzieci o wzroście powyżej 135cm w foteliki z wysokim oparciem wiąże się z niebezpieczeństwem nie branym pod uwagę podczas testów zderzeniowych. W tej sytuacji dziecko traci teoretyczne bezpieczeństwo oferowane przez fotelik, a w zamian zyskuje tylko niepotrzebny kłopot.
Jeśli nie ma możliwości zapięcia poprawnie dziecka samymi pasami należy użyć samego siedziska, powszechnie zwanym poddupnikiem. Czołowi producenci nie wycofali się z możliwości odczepienia pleców od siedziska ze względu "bezpieczeństwo" tylko ze względu na procedury testowe adaca, który testuje fotel zgodnie z tym na co pozwala instrukcja. Za sam poddupnik cały fotelik dostałby jedną gwiazdkę, co nie jest im na rękę, bo taki fotel zdecydowanie trudniej sprzedać. W Szwecji poddupników się używa i nikt nie robi z tego powodu tragedii.
I tyle. To jest zdanie Ekspertów, przez duże E, którzy żyją z poprawy bezpieczeństwa, a nie z reklamy czy sprzedaży. LINK
Na koniec: nowe przepisy - jeśli wejdą w życie - nie będą zakazywać Wam użytkowania fotelików. Każdy ma swoją głowę, jeśli będzie ją wykorzystywał to dzieci pozostaną bezpieczne. Pamiętajcie, że ich bezpieczeństwo zależy tylko i wyłącznie od Was.
Wszystko co zostało napisane tyczy się dzieci o wzroście wyższym niż 135cm. Sadzanie czterolatka na podwyższeniu to najczęściej sadzanie go na odbezpieczonym granacie i znaczne ryzyko.
Przy okazji: gdyby z podobnym zapałem nasi eksperci promowali fotele RWF faktycznie podnieśli by bezpieczeństwo najmłodszych. Czemu tego nie robią? Bo lepiej wychodzi promowanie siebie i gwiazdek na banerach.