wtorek, 2 kwietnia 2013

Czy jest sens podniecać się amerykańskimi fotelikami?

Jest. Taki sam jak powiesić sobie na ścianie plakat gwiazdeczki porno i marzyć po nocach, że pewnego dnia zapuka do naszych drzwi z gorąca pizzą oferując gratis fellatio jakiego nie doznał nawet Berlusconi podczas imprez roboczo zwanymi bunga-bunga. Ciekawa  i kusząca perspektywa. Tyle, że całkowicie nie na miejscu, bo żadna gwiazdeczka do nas nie zapuka, więc my też nie popukamy, dlatego lepiej skupić się na dziewczynach chodzących po naszych ulicach i będących w naszym zasięgu do tego najpiękniejszymi na całym świecie. Jeśli nie jesteśmy jurnymi ogierami naszprycowanymi viagrą i walącymi główne role w produkcjach spod znaku różowej landrynki to z gwiazdeczkami przemysłu pornograficznego nie będziemy mieli żadnego kontaktu. Po co więc zawracać sobie głowę niezdrowymi fantazjami i do tego zarażać nimi innych? Z fotelami jest podobnie a rozpisywanie się o cudownych konstrukcjach made in usa jest chybionym pomysłem. 
Dlaczego chybionym? Z prostej przyczyny, miłość do gwiazdeczki porno może skończyć się komplikacjami natury psychicznej. Będzie to miłość niespełniona i zupełnie nieodwzajemniona, a każda taka miłość kończy się źle. Zapytajcie Narcyza, Edypa czy inną Julię. Związek bez przyszłości łamie niejedno serce, a promowanie gwiazdeczek porno w postaci foteli zza wielkiej wody to nieporozumienie. 
Nasze społeczeństwo ma w sobie taką dziwną cechę, że to co jest ciężko dostępne musi być lepsze. Jeśli jabłka to tylko od sąsiada. Jeśli żona to cudza. Jeśli kopacz piłki nożnej to najlepszy z Brazylii. Nawet jeśli widzi na tylko jedno oko, a w młodości koledzy dla żartu obcięli mu stopę. Wszystko to nie ma znaczenia, nie nasz, znaczy lepszy. (Chociaż może akurat w przypadku kopaczy nie mam racji.) Nie mam pojęcia czy to przeświadczenie wynika ze zbyt długiego przebywania za żelazną kurtyną i wiarą w istnienie lepszego świata, czy może po prostu jesteśmy wierni ideałom i w dalszym ciągu cudze chwalimy, a swego nie znamy.
Każdy z nas zna kogoś kto był w Ameryce, co drugi ma kuzynkę na Green Poincie, a co trzeci szwagra  w Szikago. Znając przedsiębiorczość naszego narodu, który nie widzi problemu w wysyłce butelki aventa spod Londynu do Koluszek bo dzięki allegro opłaca się, lada moment będziemy mieli wysyp fotelików made in usa, których nikt nie będzie potrafił zamontować i w razie jakiegokolwiek wypadku ubezpieczyciel wypnie się na rodziców użytkownika takiego cuda ponieważ w świetle prawa fotelik bez europejskiej homologacji nie jest fotelikiem. Nie bardzo rozumiem też zachwyt, nad możliwością przewożenia czterdziestu kilowego dziecka we własnych pasach. Jasne, jest to ciekawe rozwiązanie, tyle że o ile otyłość wśród polskiej młodzieży bywa problemem poruszanym z okazji dnia cukrzyka, o tyle w stanach jest plagą i tam takie fotele są koniecznością. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że dzień bez hamburgera wielkości bizona jest uznany za dzień stracony, podobnie jak dzień bez tornada, inwazji na niedemokratyczny kraj w bliżej nieokreślonym miejscu świata i porządnej strzelaniny w szkole podstawowej.
Myślicie, że nie mam racji? Otóż mam. Maxi cosi rodi i sunshine kids monterey były testowane na manekinach ważących coś koło 54 kilo. Co to znaczy dla polskiego rodzica? Absolutnie nic. Czy ktokolwiek, z użytkowników tych foteli jest w stanie wyobrazić sobie swoje dziecko przy tej wadze w tych fotelach? Oczywiście, że nie. Wasze dzieci w te fotele najzwyklej w świecie by się nie zmieściły. Ja ważyłem 54 kilo jak miałem 16 lat. Powiedzcie 16 latkowi, żeby usiadł w foteliku samochodowym. Powodzenia życzę. Dźgnąłby was nożem i wyśmiał publicznie za pomocą twittera.
Foteliki amerykańskie są ciekawe, bez dwóch zdań. Ale mówienie i chwalenie ich na głos jest dosyć ryzykowne. Parę lat temu dużą popularnością cieszył się sunshine radian, promowany głównie na forach internetowych i sprzedawany przez allegro. Fotel montowany tyłem do kierunku jazdy, z dużym przedziałem wagowym i w niezłej cenie. Wszystko się zgadza, tyle że niewiele osób potrafi go zamontować i używać. Ktoś wyczuł interes, mamy chciały dobrze, wyszło jak zawsze. Pomijam fakt, że dzieci są wożone w urządzeniach nie będących w sensie prawnym fotelikami, co również może mieć przykre konsekwencje. Montaż fotelika rzadko w rzeczywistości przypomina to co jest pokazane na youtubie, gdzie miła pani w półmetrowych szpilkach i z tipsami długości kolei transsyberyjskiej montuje fotelik lewą nogą w międzyczasie rozgrywając popołudniową partyjkę brydża z sąsiadką. Często przy montażu fotela w aucie pada się pytanie z serii: czy tak może być? Dystrybutor wam nie odpowie, bo go nie ma. Sprzedawca na każde pytanie rzuci: tak, oczywiście, nie ma problemu. O cokolwiek byście pytali, nawet jak będziecie montować fotel na dachu to nie zauważy przeciwwskazań. Producent? Konia z rzędem dla tego, kto miał jakiekolwiek wątpliwości i wysłał maila do producenta. Czy chcemy fundować rodzicom powtórkę z rozrywki? Przestrzegam. Może niech najpierw dystrybutor danej marki na kraj wprowadzi dany fotel do sprzedaży, przeszkoli osoby, które zajmują się sprzedażą nowego tronu, a dopiero później brać blogowo-fotelikowa będzie rozpływać się nad cudownymi wynalazkami zza wielkiej wody. Taka moja propozycja. Proste.

12 komentarzy:

  1. ja dodam jeszcze jeden ważny, wg. mnie, argument. Większość producentów fotelików samochodowych w razie uczestniczenia w wypadku ich produktu, wymienia fotel na nowy. Jeżeli fotel jest sprowadzany z zagranicy to niestety, ale nie ma takiej opcji. No, chyba, że promem z USA przypłynie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie bardzo wiem po co sprowadzać foteliki z Hameryki skoro w Europie jest ich takie zatrzęsienie i jak się okazuje są naprawdę bezpieczne mimo, że "tylko" do 36 kg np.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. teraz to ja też nie widzę sensu sprowadzania. ale był taki okres kiedy foteliki tyłem były dla nas niedostępne ;)

      Usuń
    2. Ania ja wiem, że u Was było inaczej te 5 lat temu, wtedy foteliki RWF w Polsce to chyba jak Yeti były. Ktoś podobno je widział :)

      Usuń
  3. ja nie rozumiem jednego: skoro foteliki sunshine kids monterey i MC rodi są z kategorii wagowej 15-36kg, to jakim sposobem testy przeprowadzono z użyciem manekina ważącego 54kg????

    OdpowiedzUsuń
  4. Jacek Chmurzyński3 kwietnia 2013 08:16

    Testy z cięższymi manekinami, o których mowa, są przeprowadzane w USA według tamtejszych norm. Tak się składa że kilka modeli testowanych/homologowanych w USA jest sprzedawanych w Europie. Różnice wynikają z innych norm homologacyjnych. Zajrzyj na stronę NHTSA. Należy zwrócić koniecznie uwagę czy dany model był testowany z oparciem czy bez niego (High Back/No Back.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czyli robią testy z użyciem cięższych manekinów, wg własnych norm a sprzedają w Europie z homologacją europejską???
      na NHTSA sprawdzałam nasz "stary" fotelik 3w1 i tam wg przedziałów wagowych sa testy

      Usuń
  5. No tak dla przyjemności oka można się popodniecać w/w fotelikami. Są na prawdę fajne, często dość innowacyjne. Jak patrze na ichnie fotele i te, które są na naszym rynku to po prostu zarówno wizualna jak i funkcjonalna przepaść. Wystarczy popatrzeć na Maxi Cosi, co RWF sprzedaje u nas a co w USA. Już nie mówię o kwestii zakresu wagowego ale o bezpieczeństwie, wyglądzie... Wystarczy popatrzeć na MC Mobi i MC Pria 70.. Nosz... nóż się w kieszeni otwiera... Jakoś na hamerykański rynek mogą zrobić porządny fotelik a nasz europejski to wykorzystują skorupę z mocno już wiekowego Prioriego ... żal, po prostu żal... nadal co poniektórzy producenci nie traktują europejskiego nabywcę poważnie... przykre to....
    Więc ja się trochę nie dziwię, że podniecanie się hamerykańskimi fotelikami jest dość powszechne ;). Cóż jesteśmy niestety fotelikowym prawie 3 światem :P
    Jest co prawda kilka modeli całkiem całkiem np. BS Combi ale to jak dla mnie trochę za mało ;)
    Może po targach w Kolonii zmieni się to trochę bo doszły mnie słuchy od Was wtajemniczonych, że szykuje się tam spora "rewolucja" jeśli idzie o fotele RWF - w końcu :D

    Z pozdrowieniami ...

    PS. dodam tylko, że nie jestem wyznawcą amerykańskiego snu fotelikowego i raczej bym fotelika z USA nie sprowadzała ale popatrzeć se i pomarzyć, że może za kilka lat... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli rewolucją będzie fotel maxi cosi pozwalający wozić dzieci tyłem do drugiego roku życia, to taka będzie rewolucja jak ten cały i-size i jego genialne założenia o 15 miesiącach ;) Nie jesteśmy trzecim światem, tylko uparcie naukowcy tworzą wynalazki z serii poducha, zamiast po prostu odwrócić fotelik.

      Usuń
  6. hehe, no wychodzi na to, że mój książe w Mobim jeszcze sobie pojeździ. Może nie do 4 lat ale do 3 - 3,5 na pewno. Więc nie jest tak źle ale brakuje mi w Mobim zagłówka bardzo. Do tego sam pisałeś że tapicerki zostawiają wiele do życzenia, no i skorupa, która ma już tyle lat.... Chodzi mi o to, ze producenci mogliby się postarać, prawda? :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Inna sprawa to przeciętne zarobki vs cena dobrego fotelika....
    Mobi to ponad 1/2 mojego miesięcznego wynagrodzenia, zakup Combiego zabrałby mi 80% wynagrodzenia.... Dobra nie narzekam, bo są tacy co mają najniższą krajową :P

    Nie mogłam się powstrzymać Proste... Zarobki przeciętnego Kowalskiego zostawiają wiele do życzenia... Czy kiedyś będzie w tym kraju lepiej? - to pytanie retoryczne ;)

    OdpowiedzUsuń