czwartek, 25 lipca 2013

Dajcie żyć.

Lubię moją pracę. Tłumaczenie rodzicom czemu tak a nie inaczej daje jakieś tam argumenty względem świętego Pawła (albo Piotra, nie rozróżniam ich. W każdym razie chodzi o tego co na bramce stoi). Taki tam as z rękawa, lepiej mieć niż nie mieć. Jednak nic - ale to totalnie nic - nie jest w stanie zastąpić darmowych praktyk z socjologii, psychoanalizy i jakby nie patrzył z marketingu. A to, co zobaczyłem przy okazji narodzin przenastępcy królewskiego tronu przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Na naszym śmierdzącym podwórku, tuż za śmietnikiem, zostali zagryzieni rodzice royal baby (a w zasadzie ich zdjęcia). Wściekła sfora rodziców idealnych spuszczona ze smyczy szarości dnia codziennego poczuła się w byciu o ton wyżej niż ludzie, którzy używają helikoptera równie często jak ja windy (w bloku mieszkam) i przeprowadziła klasyczną nagonkę na książęcą parę. Oczywiście, że dzieciak z dupy zapięty. Proste, że przyszłość królewska przy wypadku poszłaby w piach. Ale czym tu się jarać? Sztuczne to jak szczęka w szklance. To dziecko żyje i będzie żyć w innej rzeczywistości, rządzącej się własnymi prawami. Jeśli nie jest się prezydentem Stanów paradującym po Dallas w cadillacu to każdy inny udział w konwoju jadącym przez cywilizowany kraj na sygnale kończy się szczęśliwym przejazdem z punktu A do punktu B. Kropką nad i całej tej historii było zaproszenie rodziny królewskiej (!) na oficjalną naukę użytkowania fotelika. Równie dobrze mogę zaprosić na urodziny Kurta Cobaina. Przyjdzie na bank.
Wniosków kilka. Po pierwsze: okazuje się, że mamy w kraju armię odpowiedzialnych rodziców i redaktorów, którym na sercu leży bezpieczeństwo najmłodszych. Super. To teraz zapraszam szanowną armię żeby ruszyła jeszcze szanowniejsze dupeczki pod polskie szpitale i uświadamiała dziesiątki rodziców, którzy dzień w dzień w ten albo jeszcze gorszy sposób przywożą swoje pociechy do domu. Redaktorom z pudelka polecam ogarnięcie tematu fotelików i zamiast wypisywać bzdury z serii "zgadnij czyje to cycki" albo "kto kogo przeleciał" przeprowadzili miesięczny maraton pod tytułem "jak przewozić dziecko w aucie (tylko bezpiecznie, a nie ładnie)". Jak już podzielicie się swoją szeroką wiedzą to szorujcie do PCK oddać krew, kochani idealni. Przecież dbacie o bezpieczeństwo, tak? A zamiast interesować się chłopakiem, któremu przez najbliższe osiemdziesiąt (a na pewno osiemnaście) lat nie spadnie włos z głowy, zainteresujcie się tym, jak swoje dziecko przewozi wasza sąsiadka. Może komentarz na fejsie z imienia i nazwiska? Na pewno się ucieszy do tego stopnia, że rano zastaniecie swoje auta w stanie spalonym.
Po drugie: kompletne załamanie się wartości dzisiejszego świata i wybieranie autorytetów na podstawie... no właśnie czego? Czytałem komentarze, że książęca para tak dziecka wozić nie powinna, bo przecież dla wielu jest wzorem. Kurwa! Czym?! Może gdybym miał siedemdziesiąt lat i mieszkał w Londynie, mógłbym mówić że rodzina królewska jest dla mnie wzorem. Ale na litość boską, mieszkamy w Polsce, a książę William może i jest miłym gościem, ale jedyne co zrobił to miał szczęście zostać wnukiem królowej, która w dodatku nie ma z nami nic wspólnego. I kropka. Jeśli na takiej podstawie wybieramy sobie wzory, to ja nie mam pytań.
Po trzecie: kolejna plaga dzisiejszych czasów, czyli podglądactwo. Wszystkim krytykującym tych młodych ludzi życzę tego, żeby ktoś zrobił zdjęcie waszej pociechy i wrzucił do sieci pod tytułem "jakie błędy popełniają rodzice tego biednego dziecka?".  Komentarz raczej zbędny, więc to by było na tyle.

środa, 17 lipca 2013

Po co jest fotelik samochodowy?

Naiwnie wierzyłem, że post o takim tytule nie zagości w moich skromnych progach. Jednak po wakacyjnej wycieczce, chyba nie ma rady i wypadałoby wytłumaczyć tym, którzy nie wiedzą, nie rozumieją i nie znają.

Najoględniej rzecz biorąc fotelik jest po to, aby chronić życie i zdrowie twojego dziecka podczas wypadku. Jeśli należysz do tej części społeczeństwa, która twierdzi, że nigdy nie będzie miała wypadku warto podkreślić, że jest optymistyczne spojrzenie na świat i całkiem zrozumiałe, bo nikt nie zakłada najgorszego. Szansa trafienia szóstki w lotku wynosi niemal 1:14 000 000 (słownie: jeden do czternastu milionów), czyli praktycznie żadna. A jednak chętnych nie brakuje i stawiam dwie wejściówki na mecz Śląska Wrocław z Rudarem Pljevlja, że przynajmniej raz w życiu każdy z nas spróbował szczęścia. 

Żeby łatwiej było mnie zrozumieć: wypadek to nie stłuczka. Wypadek to takie zdarzenie, w wyniku którego przynajmniej jeden z uczestników poniósł śmierć lub obrażenia, które odniósł spowodowały uszczerbek na zdrowiu trwający dłużej niż 7 dni. Tyle definicji, teraz statystyka (zwykłe kolizje nie są w niej ujęte!). Po naszych drogach obecnie jeździ 26 milionów aut, w zeszłym roku było ponad 36 tysięcy wypadków, 45 tysięcy rannych i 3,5 tysiąca zabitych. Policzmy: liczbę wypadków dzielimy przez ilość samochodów i wychodzi przykra niespodzianka. Ryzyko, że będziemy brali udział w wypadku jest równe 1:1000. Słownie: jeden do tysiąca. I jak to się ma szóstki w lotku? Nie ma się wcale. Oczywiście, można zmniejszać ryzyko stosując się do przepisów czy nie pijąc piwa do śniadania, jednak matematyka nie kłamie i rzeczywistości polskich dróg nie zmienimy, więc powinniśmy mieć świadomość tego, że dziecko w samochodzie należy chronić przed najgorszym.

Częstym argumentem jaki słyszę jest wiara kierowców we własne umiejętności, zdolność przewidywania i breloczek św. Krzysztofa na lusterku. 


Pytanie: co powinien zrobić kierujący busem?
 a) wykonać manewr wymijający
 b) przewidzieć przyszłość i zostać w domu
 c) zdążyć krzyknąć k*** mać

Nikt nie jest w stanie przewidzieć tego, co się wydarzy na drodze, a ci którzy twierdzą inaczej są w błędzie i z całego serca im życzę, żeby nie musieli się o tym przekonać. Do biletów na mecz dokładam czapkę z autografem Messiego, że żadna z 3,5 tysiąca osób która zakończyła swoje życie na drodze nie zakładała takiego obrotu sprawy. 


Do sedna. W dalszym ciągu plagą są dzieci wożone bez jakiegokolwiek zabezpieczenia (pozdrawiam kierowcę vectry z Ostrzeszowa). A jak wygląda dziecko bez fotelika podczas wypadku? O właśnie tak:





Dziecko na poddupniku:



Dziecko w taniej podróbce fotelika:


Dziecko w bezpiecznym foteliku:





Kochani rodzice, nie piszę po to, żeby wprowadzić Was w fatalistyczny nastrój i przestrzec Was przed wsiadaniem za kółko. Post jest po to, żebyście mieli świadomość tego, że na drodze nikt nie jest bezpieczny a dobre foteliki są po to, żeby chronić życie i zdrowie Waszego dziecka. Proste.


wtorek, 16 lipca 2013

Po wakacjach

Było miło, jak zwykle z resztą. Kilka wniosków z prywatnych obserwacji:

1. Łódź to komunikacyjna tragedia. Zamiast przejmować się czy strażnik miejski nosi czapkę, włodarze tego miasta powinni zainteresować się takim wynalazkiem jak zielona fala. Nie jestem pewien ale chyba to była Aleja Włókniarzy. Światła co chwilę (co jest całkiem zrozumiałe w dużym bądź co bądź mieście) ale wszystkie świecą się na czerwono. I w nieskończoność. Próbowałem różnych manewrów. 60 na godzinę, 20 na godzinę i 140 na godzinę też. Kompletnie nic nie działa. Jakbym nie jechał na każdym skrzyżowaniu trzeba odstać swoje. Stan dróg pomijam. Tam nie ma dziur. Tam resztki asfaltu tworzą niepotrzebne wybrzuszenia. 

2. Foteliki się zużywają. Jeśli ktoś kiedykolwiek mi jeszcze raz powie, że wytarte ze starości naklejki na fotelikach nie są powodem do jego wymiany to dostanie ode mnie taki fotelik bez naklejek i instrukcji z prośbą o zamontowanie. Dziękuję, nie da rady. Miałem "przyjemność" montować fotelik polskiej firmy należący do pewnego miłego chłopca i... nie wiedziałem jak to zrobić. Skończyło się na odpaleniu internetu i poszukaniu instrukcji. Mi się chciało to zrobić, pomimo fatalnej jakości fotela, niech przynajmniej będzie zamontowany dobrze. A ilu osobom latałoby to koło tyłka i przebieg pasa pozostawiłoby własnemu uznaniu?
Stawiam trzy kolby kukurydzy, że sporej większości.

3. Zapięte pasy nie bolą. Kiedy już ten miły chłopiec usadowił się w swoim foteliku mama zapięła go w pasy, tak że równie dobrze pasów mogłaby nie zapinać. Oczywiście pokazałem jak dziecko powinno wyglądać w foteliku, co z spotkało się z reakcją mamy, że będzie bolało, że będzie niewygodnie, że się udusi i ogólnie będzie bardzo przejebane. Przez dwie godziny podróży miły chłopiec narzekający na absolutnie wszystko o mocno zapiętych pasach nawet się nie zająknął.

4. Chiny rządzą. Małe nadmorskie miasteczka mają to do siebie, że w jednym miejscu i na szybko można zrobić przegląd społeczeństwa całego kraju. Ponadto do takich miasteczek najchętniej przyjeżdżają rodziny z dziećmi, więc w praktycznie każdym aucie widziałem fotelik. Autami jeździmy różnymi, dominują fordy, ople i skody, średnia wieku 7-9 lat. Żadne zaskoczenie. Foteliki? Tutaj przykra niespodzianka. Nie spodziewałem się parady gwiazdek, nie zakładałem, że zobaczę chociaż jeden RWF. Miałem jednak nadzieję, że jakiś standard zostanie zachowany. Niestety, paździerz nie standard. Obowiązkowe wyposażenie to chińska padaka 9-25, bez znaczenia jakie auto. Pozostając w wakacyjnej tematyce: drodzy rodzice, jeśli chcecie być fair wobec swoich pociech i kupujecie im badziew nie zapewniający niczego to może z tej samej przyczyny zamiast dorsza z piwkiem zaserwujcie sobie ogórka kiszonego z

Smacznie? No to miłej jazdy życzę.

5. No właśnie standard. Właściwie jego brak. Śmiać mi się ze mnie chciało jak przypominałem sobie dywagacje z serii lepszy romer czy maxi cosi. Wybrać dobry czy bardzo dobry? Bez sensu. Nie w tym kraju. Wnioski: ponownie edukacja leży i kwiczy. Po drugie: rodzice nie mają świadomości po co jest fotelik samochodowy. Po trzecie: panuje kretyńskie przeświadczenie, że fotelik nie jest potrzebny. Oczywiście, że nie jest potrzebny. Do momentu, w którym nie wydarzy się nic na drodze. A zakładanie, że mamy bezpieczne drogi w naszym kraju jest... no cóż, głupotą.

piątek, 5 lipca 2013

Dlaczego fotelik z piwnicy nie nadaje się do przewożenia dziecka?

To jest Twój dzień. Właśnie zostałaś miss ziemi lubuskiej / matką kwartału według czytelników "M jak matka" / laureatką na najciekawsze zdjęcie kota w kuwecie dla miesięcznika "Kocie sprawy" (skreślić / zaznaczyć według własnych odczuć i ambicji). Będzie bal na tysiąc fajerek i czterdzieści i cztery pary. Glamour pełną gębą, wizytówki na stolikach i kelnerzy pod muchami. Żadnego srania po krzakach, lux torpeda z przytupem, kolorowe drinki, Zbychu Wodecki na konferansjerce, zdjęcia dla "Biby"  i śmietana towarzyska regionu od sołtysa po proboszcza, na "chłopaku który miał iść do Milanu ale kontuzji dostał i nie poszedł" kończąc. I Ty. Gwiazda superstar. "The Chosen One". "And only you". Do tego stopnia, że każdy kto Cię zobaczy będzie Cię pytał "czy mogę Panią dotknąć?". Of kors, że nie.

To jest Twój dzień. Więc wypadałoby wyglądać jak superstar, zgadza się? Oczywiście, że tak. I bez dyskusji. Kieckę masz, że cała szafa gra. Nie ma pytań. Odhaczone, kupiłaś ją właśnie na takie okazje. Mejkap się zrobi "U Haliny". Halina zna się na rzeczy, w trąbę nie poleci, więc take it easy and no stress. Jak glamour to glamour, lipy nie będzie. Fryzura? Uderzasz do Romka. Romek co prawda jest gejem, ale każdy dobry fryzjer jest gejem, także tutaj też historia się zgadza. Ma być na bogato i będzie, orientację Romka pomijasz. Nie Twoja sprawa, Ty masz wejść szeroko w świat blichtru i jupiterów i tylko to Cię obchodzi. Pozostaje kwestia obuwia. 

To jest Twój dzień. Ma być grubo, ale niech będzie też wygodnie. Masz swoje ulubione buty. Byłaś w nich na weselu u Grażyny, na chrzcinach Piotrusia, na randce z tym frajerem, o którym wolałabyś zapomnieć, na obronie magisterki i jeszcze w kilku innych miejscach, o których wiesz tylko Ty. Sprawdziły się niezawodne kurczybyki, masz je od zawsze, wyciągniesz je z piwnicy i dzisiaj też je założysz. Nic to, że moda się zmienia. Z Twoim eleganckim wystrojem i szykiem z serii "klękajcie narody" wszyscy uwierzą, że hołdujesz stylowi retro. I tak ma być. I o to chodzi, w końcu to Ty jesteś gwiazdą!

To jest Twój dzień. To jest ten wieczór. Emocje w zenicie, wyglądasz jak milion dolarów, przystojny kelner co chwila puszcza ci oczko a durne cizie spoglądają na Ciebie z zazdrością. Olewasz je, Ty tu rządzisz. Czujesz ten moment? Właśnie zostałaś zaproszona na scenę po odbiór tej świecącej statuetki, która z daleka wygląda całkiem, całkiem. Idziesz tam. Mało powiedziane. Lecisz dwadzieścia stóp ponad wszystkim. Jak Tyson na ring, który wiedział po co idzie i jak to wszystko skończy. Krótko, zwięźle i na temat, bezapelacyjna wiktoria.

To jest Twój dzień. Kamera, akcja, flesze i brawa. Jeszcze tylko schody na scenę i chwała zwycięzcy. Tobie. Jednak nie wzięłaś pod uwagę, że schody mają profil równie dizajnerski co niepraktyczny. Skutek? Zahaczasz lewym butem o stopień i niestety z racji wieku klej nie wytrzymał, więc podeszwa odchodzi od całości i masz świadomość problemu. Próbujesz kontrować prawą nóżką co by uniknąć koziołka, ale zbyt duży nacisk na stary obcas powoduje jego eleganckie pęknięcie, a Ty zaliczasz całkiem niemedialną glebę. To nie wygląda dobrze.

To nie był Twój dzień. Teraz pomyśl że cała ta otoczka to codzienny ruch uliczny, schody to nieprzewidziana sytuacja na drodze, Ty to Twoje dziecko, a buty z piwnicy to stary fotelik, który nawet nie pamiętasz kiedy kupiłaś. Fotel, który ma więcej niż jego data ważności* nie nadaje się do użycia. W Twoim przypadku złapanie zająca na oczach milionów kosztowałoby trochę wstydu. Rozpadający się fotelik podczas wypadku może kosztować Twoje dziecko życie. Pomyśl o tym.

----------------
* dla fotelików w grupie 0-13 średnio 4 lata, 9-18 to 6 lat, a dla foteli 15-36 około 9 lat.