Pewnie wielu użytkowników foteli maxi cosi już słyszało, a tych którzy jeszcze nie słyszeli z przykrością informuję, że część fotelików będących na rynku i w użyciu może być najzwyklej w świecie i delikatnie rzecz biorąc nie do końca sprawna. Na szczęście nie ma się czego obawiać, bo jak pisze maxi cosi na swojej stronie sprawa dotyczy tylko fotelików City SPS produkowanych zaledwie od 1 czerwca 2012 czyli tylko w ciągu ostatniego roku i ma dotyczyć jedynie 0,03 % fotelików. Usterka też nie jest poważna. Istnieje ryzyko, że klamra trzymająca pasy bezpieczeństwa się odepnie. Taki tam feler. Sposób w jaki napisano to ogłoszenie powinien powodować w rodzicach spokój osiągany przez tybetańskich mnichów w niedzielny poranek. Czyżby? Oczywiście, że nie.
Słabe to jak polska kadra. Napisane językiem sugerującym, że rozpinające się pasy bezpieczeństwa w jednym z najbardziej popularnych foteli w grupie 0-13 to w zasadzie żaden problem a jedynie pewne "niedogodności", dmuchanie na zimne i jeszcze większa troska o to byście mogli cieszyć się i jak najlepiej wykorzystywać wspólnie spędzany czas. (Nie wiem kto wymyślił to zdanie, ale pełen szacun. Mam kilka waszych foteli na stanie i jakoś nie wprawiają mnie w dobry nastrój, a tym bardziej nie mają wpływu na organizację mojego czasu. Szczerze, albo macie ludzi za idiotów albo zmieńcie gościa od PR bo pieprzy jakby przemówienia dla Millera pisał). Pomijam język, normalny marketingowy bełkot. Bardziej zaciekawiło mnie stwierdzenie, że potencjalna usterka dotyczy 0,03% fotelików. Nie wiem ile Dorel (producent fotelików maxi cosi) rocznie produkuje fotelików City SPS. Strzelam, że 100.000. Trzy setne procenta z tej puli daje nam 30 fotelików. Przy fatalnym zbiegu okoliczności ta "niedogodność" mogłaby kosztować życie trzydziestu dzieciaków. Dalej uważacie, że nic się nie stało? Swoją drogą czy jakakolwiek korporacja zawracałaby sobie głowę 30 fotelikami? Nie wydaje mi się. Z resztą, przeczytajcie sami.
Prawdziwe hity w wykonaniu Dorela działy się za wielką wodą. W roku 2001 w fotelikach Costco i Eddie Bauer robionych przez Dorela stwierdzono, że pasy bezpieczeństwa nie są wystarczająco odporne na ścieranie oraz ulegają zniszczeniu pod wpływem promieni słonecznych. Co zrobił Dorel? Przez dziesięć lat prowadził prawniczą batalię z NHTSA (czyli Narodową Administracją Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego) zasłaniając się różnego rodzaju przepisami, orzeczeniami i kruczkami. W końcu ustąpił i... ogłosił recall wcześniej wspomnianych fotelików w - uwaga, uwaga! - 2010 roku, czyli w 4 lata po tym jak foteliki straciły swoją ważność i dawno powinny wylądować w koszu na śmieci a 10 lat po tym jak wykryto wadę. Parę dni później Dorel ogłasza kolejny recall, tym razem dotyczący ponad 600.000 wadliwych łóżeczek. Jedno dziecko zginęło, kilka innych doznało obrażeń. W łóżeczku i z winy łóżeczka! Mało? Miesiąc wcześniej 447.000 fotelików zostało wycofanych z powodu wadliwie działającej rączki, a chwilę później stwierdzono, że w 30.000 fotelach maxi cosi istniało ryzyko wyłamania części fotelika zamontowanego na bazie i podczas wypadku wprawienie go w latający ruch sugerujący wybicie przedniej szyby. Czy to wszystko? Zdecydowanie nie.
W 2001 roku Cosco oraz Safety 1st (czyli marki Dorela) zapłaciły 1.750.000 dolarów za celowe zatajanie informacji o wadach produktów, które spowodowały śmierć dziecka i kilkaset urazów innych dzieci. I nie był to pierwszy raz. W 1996 roku Cosco za podobne praktyki zapłaciło 750.000 dolarów.
Dodajmy do tego, że trzy lata temu w Europie Maxi Cosi ogłosiło recall baz familyfix i mamy komplet recall w wykonaniu ukochanych fotelików maxi cosi. Znowu słodkie pierdy o potencjalnie delikatnym obniżeniu poziomu bezpieczeństwa, znowu ktoś czegoś nie dopilnował, znowu towar do serwisu, znowu kochani rodzice nic się nie martwcie i liczcie na to, że nie będzie dzwona. Dorel tłumaczy się, że przy tak ogromnej ilości wprowadzanego przez nich na rynek towaru tego rodzaju wpadki są nieuniknione. Może więc warto byłoby wprowadzać tego towaru troszkę mniej, ale niech on będzie w 100% pewny?
Czytam Pana już od jakiegoś czasu i za głowę się łapię... łatwo otumanić Rodzica, chcącego przecież jak najlepiej... a jak już taki podejmie decyzję o wydaniu kupy kasy na np. wózek i fotelik maxi cosi, to bardzo trudno mu potem przyjąć do wiadomości, że decyzja była powiedzmy nieoptymalna...
OdpowiedzUsuńMaxi Maxi i jeszcze raz Maxi Kupujcie dalej w błogiej nieświadomości i cieszcie się że wydaliście kupę kasy - bo na reklamie było jaki to on jest za...ty.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam uświadomionych. -:)
A ja uważam ten krok ze strony Dorela za bardzo odpowiedzialny. Ok, wpadka jest, tu nie ma z czym dyskutować. Ale jest konkretna reakcja i pomimo niewielkiej ilości robą wszystko żeby te fotele znaleźć i wyeliminować. Fotelikarze półkowi zamiatali sprawę pod dywan i bredzili coś o statystykach. Tu jest konkret i klarowna informacja dla rodziców i sprzedawców.
OdpowiedzUsuńJa nie napisałem, że ten krok jest złym krokiem. Przyznali się do błędu i go naprawiają, w porządku, ale inaczej zachować się nie mogli. Pokazałem tylko, że te błędy im się zdarzają dosyć często i nie za każdym razem się do nich przyznają, a w tym przypadku mieliśmy rok (!) używania fotelików z niepewnym zamkiem. A czy ilość jest wielka czy niewielka to raczej nigdy się nie dowiemy.
Usuń