Szlag mnie trafił. Zbierało się to we mnie długo, ale jakoś nie było okazji wyrzygać (przepraszam, za słowo ale tak to czuję). Jeśli ktoś z was myślał, że prowadzenie własnego biznesu w tym kraju polega na płaceniu zusu i wakacjach na Madagaskarze dwa razy w roku to jest w błędzie. W moim przypadku to od czasu do czasu jakiś Egipt z lasta a na co dzień homonto przez cały tydzień, średnio przez 12 godzin na dobę. Nie narzekam, posiadam całkiem zaawansowany stopień pracoholizmu i jak nie pracuję - w szeroko pojętym znaczeniu - to staję sie nerwowy i.. idę pracować. Praca uszlachetnia, to prawda. Dzięki pracy człowiek jest lepszy, docenia to co ma i w zasadzie można tu wstawić wszelkie frazesy jakie kiedykolwiek słyszeliście o robocie. Cieszę się, że mam pracę. Jestem z siebie dumny, że ja - podwórkowy ziom, fan jointów i łupania słonecznika na ławeczce jakim kiedyś byłem - dzisiaj daję też komuś pracę. Płacę zusy, podatki i robię inne przelewy na różne państwowe konta, których znaczenia nie odkryłem, jedyne co wiem to to, że przed 15. każdego miesiąca muszą być zapłacone. Po prostu muszą. Mała dygresja: ostatnio za zdjęcie szwów z ręki zapłaciłem 20zł. Jeśli chciałbym za darmo to owszem, ale dopiero za tydzień. Także naprawdę nie wiem za co te składki. Może żeby Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej. Jeśli to spowoduje, że w Radomiu będzie lepiej to w porządku, przed 15. będzie przelew. Obiecuję. Jeśli coś kupuję to tylko na fakturę, jeśli coś sprzedaję to nie ma opcji, żeby bez paragonu. Taki mój prywatny patriotyzm. Jak kiedyś jeździłem MPK to też zawsze z biletem, nie dlatego że kanary, najzwyklej w świecie z zasady.
Tak sobie wszedłem w dorosłe życie, trochę z ideałami, trochę nonszalancko, że przecież młody jestem to mi się wszystko uda, trochę z przekonaniem że twarde łokcie to tylko mi się treningach przydają (gym fight wrocław - polecam, osobiście muay thai, chociaż mma podobno też na dobrym poziomie). Podlane to wszystko było ślepą wiarą, że w XXI wieku w cywilizowanym kraju, w środku Starego Kontynentu, panuje prawo, ład i porządek a układy i układziki to relikt zeszłej epoki, która głównie kojarzy mi się z gumą turbo i psem Szarikiem. Stracone pokolenie? To raczej nie o mnie, myślałem. O słodka naiwności! W moim przypadku przejście na swoje spotkało się z murem którego lewy - prawy nie rozbije.O ile fizyczne bariery pokonam - a niechby - i bez ręki, o tyle to co mnie spotykało ostatnimi czasy to nieporozumienie, z którym nie mam pojęcia jak walczyć.
Prowadząc sklep dziecięcy dążę do tego, aby na półkach był towar rotujący, na którym jestem w stanie zarobić na pensję dla pracownika i Egipt z lasta, chociaż ostatnio to na ślub zbieram. A przynajmniej chciałbym zbierać. Zgodnie z prawem wszelakim ( i unijnym i naszym ) chcąc mieć taki towar wystarczy zadzwonić do producenta / dystrybutora, przedstawić się, wysłać wymagane dokumenty typu nip, regon i zaświadczenie o prowadzeniu działalności (żeby było prościej, w tej chwili to już jeden papier, zresztą dostępny on-line na stronie któregoś urzędu) i ciach! rozpoczynamy współpracę. Tyle teorii, a jak to ma się w praktyce?
Nijak. Fatalnie. Chujowo.
Próbuję nawiązać współpracę z różnymi dystrybutorami i producentami. Nie uwierzycie jak męcząca a w zasadzie upokarzająca jest taka rozmowa. Ciężko uwierzyć, że dystrybutorowi danej firmy nie zależy na zwiększeniu rynku zbytu? A jednak. W moim przypadku rozmowa zapoznawcza z potencjalnym partnerem jest miła jak u cioci na imieninach. Jaki sklep, jaka powierzchnia, numer buta, obwód w bicepsie i inne sraty taty. Oczywiście pojawia się też pytanie o lokalizację sklepu. Wrocław. Odpowiedź: a to dziękuję, ale nie jesteśmy zainteresowani, we Wrocławiu już mamy Partnera.
Wy nie jesteście zainteresowani? Tyle że mnie nie interesują wasze zainteresowania, mnie interesuje mój byt i fakt że chciałbym mieć pieniądze na wypłaty, na zusy, na czynsze i wpłaty które mają poprawić sytuację w Radomiu. Partner celowo napisałem z dużej litery. Partner nie jest bezosobowy. Partner ma w moim kochanym mieście trzy sklepy, hurtownię i ładny samochód. Gruba ryba. Tylko co mnie to kurwa obchodzi?
W świetle prawa jeśli ktoś komuś odmawia sprzedaży czegokolwiek musi podać powód. Coś w stylu: nietrzeźwym alkoholu nie podajemy. A jak to się ma z wózkami i fotelikami? Jak odpowiada taki dystrybutor, który bardzo lubi grube ryby? Na ogół tak:
Witam,
Dziękujemy za zainteresowanie naszymi produktami.
Z przykrością musimy Państwa poinformować, że w tym momencie nie jesteśmy w stanie podjąć z Państwem współpracy. Obecne moce produkcyjne nie pozwalają nam na przyjmowanie zamówień od nowych kontrahentów. W firmie zostały podjęte działania mające na celu zwiększenie produkcji, jednak ich efekty umożliwiające rozszerzenie punktów sprzedaży będą widoczne dopiero pod koniec roku. Jeśli wówczas będą Państwo nadal zainteresowani współpracą , prosimy o kontakt, uwzględnimy Państwa w planach produkcyjnych.
Z poważaniem,
Pod koniec roku? Styczeń mamy.. I następny as, który nie potrafi udźwignąć sukcesu własnej firmy i jej produktów:
Witam,
Ze względu na brak zdolności produkcyjnych firma P.P.H.U. xxxx sp. j nie może podjąć współpracy z Państwem.
Pozdrawiam
Najbardziej rozczuliła mnie odpowiedź pewnej firmy z Poznania, importera wózków klasy premium. Tutaj nawet przedstawiciel handlowy mnie odwiedził (o szczęście niepojęte...) ale tylko po to żeby mi powiedzieć że ich wózki mają tak zaawansowaną technologię, że firma prowadzi uwaga! sprzedaż selektywną i w zasadzie to ja się nie łapię. Cytat z interpretacji prawa unijnego:
Dystrybucja selektywna stosowana jest zazwyczaj dla wprowadzania na rynek produktów znanej marki, towarów o zaawansowanej technologii, artykułów prasowych. Wykorzystuje się go także do zbywania pojazdów samochodowych, jak i części zamiennych do tych pojazdów.
i dalej:
W dystrybucji selektywnej opartej na kryteriach jakościowych, dystrybutorzy dobierani są według obiektywnych czynników związanych z charakterem towaru (usługi) objętego porozumieniem. Wśród jakościowych kryteriów selekcji wymienić można w szczególności:
- odpowiedni standard wyszkolenia personelu zajmującego się zbywaniem towarów/usług kontraktowych;
- kwalifikacje zawodowe takiego personelu;
- asortyment i/lub sprzedawanych towarów
- standard/urządzeń służących do dystrybucji [9].
Mówię gościowi, że chyba drobna pomyłka zaszła bo nie planuję sprzedawać promów kosmicznych, tylko wózki dziecięce. Takie na czterech kółkach i z torbą na ramie. Bez silników i paliwa rakietowego. Chociaż jakby trzeba było to w jeden dzień z instrukcją obsługi rakiety międzyplanetarnej pod pachą jestem w stanie dolecieć na Marsa, znaleźć życie i jeszcze na mecz zdążyć. A gość do mnie z rozbrajającą szczerością i durnym uśmiechem wali, że owszem mam rację ale konkurencja jest za blisko i nie chce przykrości Grubemu Rybowi robić. No żesz ty &%$&^$*!& pomyślałem jedynie i jeszcze ziutkowi miłego dnia pożyczyłem na do widzenia.
Przykładów jeszcze kilka, nie chce mi się już rozpisywać bo każda taka sytuacja jest jakby ktoś ci w gębę strzelił i nawet nie ma jak oddać. Wyobraźcie sobie sytuację, że przychodzicie do sklepu a sprzedawca mówi, że butów wam nie sprzeda bo nie spełniacie jego warunków sprzedaży selektywnej. Nie do pomyślenia, prawda? A jednak się zdarza.