1. Bo my jeździmy blisko tylko.
Piękny argument. Skoro długość trasy jest amuletem bezkolizyjności, to w takim układzie dajcie znać Generalnej Dyrekcji Dróg i Autostrad, żeby zmieniła nazewnictwo dróg. I tak: lokalne to od dzisiaj "blisko", krajowe - "rzut beretem", ekspresowe nazwijmy "bliżej niż dalej", a autostrady - "w sumie kawałek, ale i tak niedaleko". W zasadzie liczba wypadków na polskich drogach powinna zmaleć do zera. Jest jednak mały szkopuł:
2. Ja i tak mało jeżdżę.
W takim razie nie potrafisz jeździć. Poważnie. W teleekspresie nazwaliby cię "kierowcą niedzielnym", bo każdy wyjazd na drogę, po której można poruszać się szybciej niż 70km/h, jest dla ciebie przeżyciem na miarę lotu w kosmos. Chwalisz się przy niedzielnym obiedzie wyprzedzeniem traktora, po autostradzie suniesz pięćdziesiątką, a jeśli nie daj Boże na drodze wydarzy się kuku, to jedyne co będziesz miał/a do powiedzenia policjantowi to "nie wiem". Tym bardziej twoje dziecko potrzebuje fotelika.
3. Umiem jeździć.
Też nie działa. Na ogół to znaczy tylko tyle, że zawsze startujesz pierwszy spod świateł, nadużywasz klaksonu i długich, masz za dużo pod maską i za mało w spodniach. Cały ten zestaw nie ma nic wspólnego z umiejętnością kierowania pojazdu, podobnie z resztą jak prawo jazdy. Takie umiejętności serwują jedynie szkoły doskonalenia techniki jazdy. Czy jakoś tak, bo nie znam nikogo kto by się zainteresował ich ofertą.
4. Dziecko nie chce.
Przyzwyczaj się do tego, bo właśnie to się nazywa wychowaniem. Na swojej drodze macierzyństwa nie raz usłyszysz "mamo, nie chcę". To teraz masz dwie opcje: wybór bezpieczeństwa pozostawić osobie, przed którą zatykasz wszystkie kontakty, bo lubi wkładać tam paluszki, a jak już podrośnie możesz pozwolić mu palić trawę w wieku lat dwunastu. Będzie bez stresu i na spokojnie, tylko miej świadomość znacznego prawdopodobieństwa, że młody nie dotrwa do osiemnastki, bo gdzieś popełni błąd. Opcja druga: uświadom sobie, że jesteś rodzicem i twoim obowiązkiem jest zapewnienie dziecku bezpieczeństwa. Czy tego chce, czy nie.
5. Nie mogę sobie pozwolić.
Temat ciężki, bo kryzys jest. Rozumiem problem, sam też nie wycinam hajsu z gazet. A chciałbym. Tylko mam prośbę: nie mów mi tego w momencie, w którym pachniesz armanim wymieszanym z marlboro. Nie mogę to nie to samo co nie chcę. Jeśli rzeczywiście nie możesz to ubolewam, tutaj nie pomogę. Jedyne co mogę obiecać, to jak wyjdziesz z kamieniami na ulice upomnieć się o swoje będę stał obok.
6. Nie zakładam, że będę miał wypadek.
Ja też nie. I żaden z - zaniżając - czterdziestu tysięcy kierowców, którym się w zeszłym roku przydarzyło również nie zakładało. Ale się zdarza, więc miej rodzicu świadomość, że fotelik nie jest po to, żeby pasował do tapicerki, tylko po to żeby ochronił życie twojego dziecka podczas wypadku. Bo one się zdarzają. Niestety ale proste.