Spotkałem się ostatnio z ciekawą opinią, że za wszystko powinniśmy płacić. Za lekarza, za grabarza i za szkołę. Ciężko się nie zgodzić, wszak w dzisiejszych czasach nie ma nic za darmo. Jednak za dwie pierwsze instytucje płacimy niestety podwójnie. A z tym zgodzić się nie potrafię. Na panów w białym kitlu i czarnym gajerku, co miesiąc (świadomie, bądź nie) każdy z nas płaci państwu niemałe pieniążki z tytułu różnego rodzaju świadczeń. Z racji opłacanych składek obaj panowie swoje już ode mnie dostali i co miesiąc dostają, więc w teorii nie powinni robić żadnej łaski, że się do nich zgłaszam. Albo mnie zgłaszają do nich. W teorii, bo jak potrzebuję iść do lekarza to (nie)chętnie mnie przyjmie ale za pół roku. Do tego czasu albo nie będę pamiętał, że byłem chory albo będę wąchał kwiatki od spodu. Także lepiej wybrać opcję prywatną, zapłacić 150zł za receptę na aspirynę i spokojnie leżakować w łóżeczku. Jeśli zdecydowałbym się na leżakowanie sześć stóp pod ziemią to też w teorii na koszt państwa. Normalnie zus wypłaca zasiłek pogrzebowy. Fajnie, jednak zasiłek ma się nijak do samej imprezy związanej z przysypaniem mnie czarnoziemem czy inną gliną, bo nie pokrywa nawet połowy kosztów całego pogrzebu. Według zusu nagrobek i stypa to już zbędny wydatek. Jak to zbędny?! Przecież cokolwiek na czym można by mi zapalić świeczkę na początku listopada to chyba nie jest zbędny wydatek. O stypie nie wspomnę. Równie dobrze można powiedzieć, że wesele po ślubie to zbędny wydatek. A gdzie poprawiny? Oczywiście, że grabarz powinien być gratis. Nie po to płacę ogromne pieniądze zusowi, żeby w momencie gdy pójdę mieszkać na chmurce wypiął się na mnie i postawiał moją rodzinę w niezręcznej sytuacji pod tytułem: wspominamy pana proste bardzo miło, ale kończymy znajomość z momentem jego odejścia, więc imprezę pożegnalną organizujcie na swój koszt. Niefajnie. Średnia wieku w Polsce każe mieć pewność, że zejście z tego świata odbywa się tydzień po przejściu na emeryturę. W naszym kraju mieszka osiem osób, które wyjęło z zusu więcej niż włożyło, więc dlaczego, do cholery, oszczędzają na godnym skreśleniu mnie z listy zainteresowanych emeryturą? Na lekarza i grabarza płacę co miesiąc, więc cokolwiek od nich chcę to mam to dostać. Może kiedyś wyjdę na ulicę i się o to upomnę, póki co marnuję czas na zarabianiu pieniążków potrzebnych do budowy kolejnego pałacu króla Zusa.
A co ze szkołą? Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowane. Nic dodać, nic ująć. Edukacja musi być darmowa. Od niej zależy jakość społeczeństwa i wyzwolenie jego potencjału. Jest to mądrość uniwersalna, dotyczy wszystkich szerokości geograficznych. Każdy gość z brodą i nazwiskiem Al-Salaam potrafi zrobić bombę z czajnika i garści kamieni. Każdy skośnooki Lei Wang wie jak uszyć dżinsy i jak zrobić ajfona mając dostępne tylko jego zdjęcie z internetu. Każdy amerykański policjant potrafi zjeść trzydzieści pączków w minutę i prawidłowo zamontować fotelik samochodowy. I tak o to dochodzę do sedna. Każdy rząd, w zależności od potrzeb społeczeństwa czy ilości wrogich wojsk okupujących kraj, powinien zapewnić minimum edukacji niezbędnej do życia codziennego. Na szczęście w Polsce nie ma już potrzeby konstruowania bomb z butelek, jest za to obowiązek przewożenia dzieci w fotelikach. Fotelik źle zamontowany nie spełnia swojej funkcji. Skoro ktoś mądry wyliczył, że 70% fotelików jest błędnie montowanych, to znaczy że pomimo szczerych chęci nasze dzieci nie są chronione. Dbanie o najmłodszą część narodu powinno być obowiązkiem zarówno rodziców jak i rządzących. Nie podoba mi się fakt, że rząd ma w dupie foteliki. Można edukować społeczeństwo w zakresie ochrony środowiska i lasów tropikalnych (tak jakbyśmy jakikolwiek posiadali). Pojawiają się akcje mówiące o tym, że na czerwonym świetle nie wypada wjeżdżać na przejazd kolejowy (po czym twarz twarz kampanii pojawia się w kronikach policyjnych, bo po kielichu spowodowała stłuczkę). To dlaczego nie można nauczyć młodych rodziców jak poprawnie zamontować fotelik? Ktoś zaraz krzyknie, że nie stać nas na to. Jeśli goście organizujący euro dostali po półtorej bańki premii tylko za to, że żaden rosyjski kibic nie został zabity przed meczem z Polską to oznacza, że jednak mamy gdzieś ukryte zasoby na zbędne wydatki. Może by uszczknąć z nich troszkę i wydać kilka zer na edukację, żeby rodzic wiedział jak przewozić swoje dziecko. To powinno być gratis. Lekarz i grabarz nigdy nie będą za darmo, płacimy na nich od momentu podjęcia pierwszej pracy, kiedy jesteśmy okazami zdrowia, a słowo "grabarz" kojarzy nam się z koncertami, których z racji ilości wlanego w siebie alkoholu i tak nikt nie pamięta. Natomiast świadomość rodzica bez szemrania powinna być podnoszona z budżetu państwa.
Prosty przykład z Norwegii, w przedszkolach wiszą takie plakaty:
A co ze szkołą? Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowane. Nic dodać, nic ująć. Edukacja musi być darmowa. Od niej zależy jakość społeczeństwa i wyzwolenie jego potencjału. Jest to mądrość uniwersalna, dotyczy wszystkich szerokości geograficznych. Każdy gość z brodą i nazwiskiem Al-Salaam potrafi zrobić bombę z czajnika i garści kamieni. Każdy skośnooki Lei Wang wie jak uszyć dżinsy i jak zrobić ajfona mając dostępne tylko jego zdjęcie z internetu. Każdy amerykański policjant potrafi zjeść trzydzieści pączków w minutę i prawidłowo zamontować fotelik samochodowy. I tak o to dochodzę do sedna. Każdy rząd, w zależności od potrzeb społeczeństwa czy ilości wrogich wojsk okupujących kraj, powinien zapewnić minimum edukacji niezbędnej do życia codziennego. Na szczęście w Polsce nie ma już potrzeby konstruowania bomb z butelek, jest za to obowiązek przewożenia dzieci w fotelikach. Fotelik źle zamontowany nie spełnia swojej funkcji. Skoro ktoś mądry wyliczył, że 70% fotelików jest błędnie montowanych, to znaczy że pomimo szczerych chęci nasze dzieci nie są chronione. Dbanie o najmłodszą część narodu powinno być obowiązkiem zarówno rodziców jak i rządzących. Nie podoba mi się fakt, że rząd ma w dupie foteliki. Można edukować społeczeństwo w zakresie ochrony środowiska i lasów tropikalnych (tak jakbyśmy jakikolwiek posiadali). Pojawiają się akcje mówiące o tym, że na czerwonym świetle nie wypada wjeżdżać na przejazd kolejowy (po czym twarz twarz kampanii pojawia się w kronikach policyjnych, bo po kielichu spowodowała stłuczkę). To dlaczego nie można nauczyć młodych rodziców jak poprawnie zamontować fotelik? Ktoś zaraz krzyknie, że nie stać nas na to. Jeśli goście organizujący euro dostali po półtorej bańki premii tylko za to, że żaden rosyjski kibic nie został zabity przed meczem z Polską to oznacza, że jednak mamy gdzieś ukryte zasoby na zbędne wydatki. Może by uszczknąć z nich troszkę i wydać kilka zer na edukację, żeby rodzic wiedział jak przewozić swoje dziecko. To powinno być gratis. Lekarz i grabarz nigdy nie będą za darmo, płacimy na nich od momentu podjęcia pierwszej pracy, kiedy jesteśmy okazami zdrowia, a słowo "grabarz" kojarzy nam się z koncertami, których z racji ilości wlanego w siebie alkoholu i tak nikt nie pamięta. Natomiast świadomość rodzica bez szemrania powinna być podnoszona z budżetu państwa.
Prosty przykład z Norwegii, w przedszkolach wiszą takie plakaty:
Naklejka na plecach jak z paczki pocztowej z napisem "ostrożnie", poniżej "tyłem bezpieczniej".
Czy to tak wiele?
Zanim nasze Państwo zacznie tego typu inicjatywy wspierać to może nasze 4 pokolenie życ będzie. Nasi rządzący tylko myslą gdzie umiejscowić fotoradar, żeby najwięcej zysku wygenerował, nic po za tym.
OdpowiedzUsuńNiestety świadomość rodzicòw w tym temacie jest bardzo niska. Codziennie sptykam rodziców kupujących foteliki i jestem czasem w szoku jakie pomysły mają rodzice. O ich głupocie to można by było książkę napisać. I dlatego dostęp do informacji powinnien być za darmo a państwo powinno częściej przeprowadzać akcje społecznościowe.
OdpowiedzUsuńz tego co wiem ktoś bierze za edukację kasę, nawet dotacje unijne, a i tak za dobranie fotelika mimo iż nie biorą żadnej odpowiedzialności każą płacić 150 zł :-)
OdpowiedzUsuńśmiech śmiech i jeszcze raz śmiech 150 zł to mogą brać za szkolenia dwudniowe, tyle to może zarabia dobry sprzedawca pracując 8 godzin
cały system kraju jest chory więc i w tej kwestii nie ma co się spodziewać dobroduszności
czasami dostęp do informacji to i tak za mało....koleżanka woziła albo nadal wozi swoje dziecko w foteliku 0-13 ustawionym przodem i jakoś okręconym pasem...na moje pytanie dlaczego, że to źle, jak ty wozisz tego dzieciaka odpowiada "tak jak mamie wygodniej"...ręce opadają
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńi jak skrobnę kilka słów ode mnie. Ja osobiście jestem za edukacją i to za free. Jednak jak znam nasze polskie realia, to zaraz się znajdzie rzesza takich, co na takich programach finansowanych przez Państwo będą chcieli zaroić i to nie małe pieniądze :(, zaraz hieny zwietrzą dobry biznes i czy jakość pójdzie za tym, czy to będą prowadzić ludzie z przypadku czy też znajmoki znajomków, wielcy w branży... Czy na pewno rodzice dostaną rzetelną informację? Śmiem mieć spore wątpliwości bo ludzi takich co zrobią to po kosztach po prostu uznani zostaną za głupców lub wyparci przez lobby "łapaczy łatwej kasy"... Jeśli miałaby to być kampania rządowa to otrzeba kogoś mądrego i uczciwego a takowych w ławach sejmowych jest kilku-kilkunastu i zagłuszani są niestety i brak im siły przebicia.
Edukacja powinna iść od dołu czyli od najmłodszych, którzy "wymogą" na dorosłych odpowiednie zachowania - dla przykładu dzięki edukacji recyklingowej w przedszkolu mojego syna zaczęliśmy segregować odpady nasze ( w końcu ;) ) domowe. Największym tego strażnikiem jest mój 7 latek ;). Edukacja dorosłych tez jest bardzo ważna - w końcu to oni są odpowiedzialni za swoje dzieci i to oni powinni mieć świadomość jak ich czyny i decyzje mogą wpłynąć na bezpieczeństwo ich dzieci.
W ogóle powinna być jakaś kampania zmieniająca patrzenie na foteliki - spora część społeczeństwa uważa, że foteliki to wymysł producentów, by mieli na czym zarabiać, wymysł policjantów by mieli za coś brać mandaty, ewentualnie że to wygodna podróż dziecka. O podstawowej funkcji do jakiej fotelik samochodowy został stworzony - czyli o bezpieczeństwie mówi się gdzieś na końcu przebąkując, bo nawet cena jest dla niektórych ważniejsza od bezpieczeństwa. Tu trzeba położyć nacisk imo.
I nie wydaje mi się, by na takie akcje (plakaty czy krótkie spoty w TV) trzeba by było wielkich pieniędzy. Rząd mógłby uszczknąć choćby trochę z tego co zabiera wraz z podatkiem VAT na artykuły dziecięce ( popraw mnie jeśli się mylę - stawka 23% o zgrozo chyba jedna z najwyższych w całej UE). Jednak największa odpowiedzialność za bezpieczeństwo za dziecko w samochodzie i nie tylko spoczywa na nas drodzy rodzice. Czy warto ryzykować życie i zdrowie waszych pociech - wybierzcie sami... Ja wybrałam - bezpieczeństwo ponad wszystko, wożę tyłem - wiem, że nigdy nie będę mieć 100% pewności ale wiem też, że zrobiłam wszystko co mogłam by mojemu dziecku zapewnić maksimum i w razie nie daj Boże tragedii nie będę sobie pluła w brodę, że mogłam więcej, że mogłam nie żałować kasy i kupić porządny fotelik... Ja wiem, że każdy ma prawo dysponować swoją kasą tak, jak chce - ale od kilku lat na dziecię ze zwrotu z podatku wychodzi kwota około 1000zł - za tą kwotę można kupić raz na 3 lata porządny bezpieczny fotelik. Ja tak zrobiłam zamiast wydać na pierdoły zainwestowałam w fotelik tyłem do czego gorąco namawiam.
Pozdrawiam
PS. Dla co poniektórych opornych w tej materii to oprócz edukacji sugeruję inny motywator np. w postaci mandatu za nieprawidłowy montaż najlepiej % od wynagrodzenia - tak jak jest na północy europy ;). Mandaty za inne łamanie przepisów byłyby skuteczne gdyby ich wysokość zależała od % wynagrodzenia ;)
OdpowiedzUsuńSą ludzie niereformowalni co ani prośbą to może choć groźbą ;)
Renia B na jedną rzecz radzę zwrócić uwagę, nie każdy w Polsce może wozić dziecko tyłem. Lepsze stwierdzenie wydaje mi się by było aby każdy mógł kupić zamontować i używać fotel jak najlepszy w miarę możliwości. Ja mając dosyć sporą wiedzę na temat foteli i mimo tej wiedzy nie woziłem dzieci w fotelikach 9-18kg tyłem bo po prostu taka opcja nie wchodziła w grę i nie czuję przez to, że źle zrobiłem bo zrobiłem tyle ile mogłem w miarę swoich możliwości :)
OdpowiedzUsuńSam darmowy program jestem Bardzo na TAK.
Anonimowy,
OdpowiedzUsuńja pisałam akurat o sobie i o swoich możliwościach. Wśród wielu znajomych mających dzieci może 2 osoby wiedziały o fotelikach tyłem powyżej 9kg. Większości jazda tyłem kojarzy się tylko i wyłącznie z fotelikiem 0-13kg. Wielu jest zdziwionych jak patrzą do wnętrza naszego samochodu i sposobu przewożenia mojego 2,5 latka. wielu stuka się w głowę, bo przecież według nich, dziecko nic nie widzi, jest mu źle bo nóżki opierają się o siedzenie i w ogóle milion argumentów anty a nikt nie pomyśli że to może fizyka działa tu na korzyść w razie kolizji...
Wielu rodziców po prostu nie wie, że takie dziecko można przewozić tyłem do nawet 4 lat. To czy fotelik tyłem jest technicznie możliwy do zamontowania jest już sprawą do załatwienia w sklepie przy zakupie i przymiarce. Ale wielu nawet nie próbuje takowych foteli przemierzyć do swojego auta z kilku względów np.
- bo dziecko nie będzie widzieć
- bo będzie mu niewygodnie
- bo to nienaturalne
- bo to fanaberia bogaczy
- bo nikt tak nie wozi z moich znajomych
- bo żaden sprzedawca nawet im tego nie zasugeruje
- bo cena jest bardzo wysoka i na pewno o wiele większa niż fotelik przodem
Ja sama jak kupowałam fotel dla młodszego syna to w jednym z największych sklepów z fotelikami Pan zrobił na mnie wielkie oczy jak zapytałam o fotelik tyłem do 18 lub 25kg - rzucił hasłem że przecież najlepsze jest wożenie przodem a w ogóle naj naj to foteliki z osłoną tłowia...
Potrzeba informacji bo jej jest minimum. Ci co chcą to wiedzą, pytają, próbują i mierzą foteliki tyłem jeśli nie ma technicznych możliwości na montaż tyłem to wybierają optymalny fotel przodem - to widać na fotelikowym forum... Ale są też tacy co od razu skreślają foteliki tyłem używając argumentów, które przytoczyłam powyżej.
Swoją drogą co byście powiedzieli o takiej gratyfikacji, że państwo zwracałoby jakiś % od zakupu bezpiecznego fotelika nowego w sklepie? Albo na fotele bezpieczne nie byłoby Vatu?
Widzisz a zabrzmiał troszkę inaczej ;)
OdpowiedzUsuńCo do Vatu na fotel (oprócz baz) jest 8%. Jak najbardziej obniżenie Vatu ogólnie na artykuły dla dzieci by pomógł bo mamy do naszych zarobków wysoko opodatkowane produkty dziecięce. Wątpię aby to weszło w życie bo nasi ministrowie finansów czymś muszą zapchać dziurę i podniesli vat na część dziecięcych produktów do 23%. Edukować się powinno rodziców już "w ciąży" tylko problem polega na tym gdzie? W szkole rodzenia (musiały by być darmowe) i tu by było super. Proste udziela się w szkole rodzenia i szkoli przyszłych rodziców, którzy potem po używaniu 0-13kg często do sklepu wracają i wybierają tyłem ale znowu część rodziców na szkołę rodzenia na tą chwilę nie stać. Jakby były w pełni darmowe to by się udało do większej ilości rodziców dotrzeć. Co można jeszcze zrobić np. wprowadzić obowiązek przeszkolenia inaczej nie będzie becikowego i tu by się dotarło do tych co zarabiają na ciąży (tak niestety sa tacy ludzie) i może by im coś się wbiło do głowy, że dziecko to nie tylko kasa dla nich. Kolejny problem to same sklepy. Koszt szkolenia jednego pracownika przez znany portal to jakieś powiedzmy 2 tyś zł. Tu mogliby wyjść na przeciw producenci/dystrybutorzy i sami stworzyć porządną kampanie szkoleniową całkowicie darmową, piszę specjalnie, że porządną kampanie bo jak czytam, że pracownicy Dorela (właściciel maxi-cosi) mają szkolenia właśnie w wspomnianej wyżej firmie szkolenia to nóż mi się w kieszeni otwiera. To samo innni dystrybutorzy, którzy także posiadają swoje sklepy stacjonarne. Jak często można poczytać na forum, że np. sklep romerowski ma w obsłudze osoby, które nie bardzo potrafią pomóc przy fotelach. Dla mnie jakbym był dystrybutorem to moi sprzedawcy musieliby świecić przykładem i znajomością nie tylko swojej marki a większości na rynku i tu znowu problem bo większość sprzedawców nie wie co sprzedaje a wina nie tylko we właścicielach sklepów a właśnie u dystrybutorów dla których tylko ich fotele istnieją i nie ma nic lepszego mimo, że niektóre produkty mają kiepskie, już nie mówię o przeszkoleniu w swoich produktach. Jak jeszcze pracowałem w sklepie często mówiąc o wózku przechodziło się i na wykład o foteliku a znam takich co przy sprzedaży wózka mówią głównie o foteliku do niego pasującego ;)